Hej,
początek miesiąca, więc czas podsumować poprzedni miesiąc :D Aż jestem zaskoczona, że czas tak szybko mija. W zeszłym miesiącu moja buzia niezbyt ciekawie zareagowała na kremy z kwasami - a ja też nie pomyślałam i używałam kilku na raz :/ W związku z powyższym, jak się skóra zbuntowała po prostu odstawiłam wszystkie nowe specyfiki. Co oczywiście rzutowało na zużycia :D
Zacznijmy od zużyć ;)
Produkty do włosów:
The Body Shop Banana Conditioner - odżywka bananowa. Mieli ją wycofywać, potem się okazało, że jednak nie wycofują a tak w sumie to w końcu nie wiadomo :/ Jest to produkt, który najlepiej odżywia moje włosy - a z tego co mi się udało ustalić mam włosy o niskiej porowatości :D Zapach jest trochę chemiczny, mocny, wyrazisty. Kosztuje 19zł/250ml. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się ją kupić.
Isana Glaettunsgs Spuelung - odżywka z olejem bambasu, popularna na blogach. Zużyłam, wydajność jak dla mnie dość słaba, moje włosy też średnio się po niej odżywiały. Kosztuje około 5zł.
Babydream Shampoo - znany dziecięcy szampon. To była jego druga szansa (kiedyś jak używałam szamponów z silikonem nie pasował mi) i całkiem udana. Na pewno kupię jeszcze raz! Cena to 4zł/250ml.
Ziaja masło kakaowe krem do cery normalnej i suchej - używałam go w zimie, ale jeszcze wcześniejszej niż ostatnia. I tak leżało, leżało, aż odkryłam, że jakimś cudem wypłynęło i pobrudziło tekturowe pudełko z Ikei :/ Na skład nie zerkałam, ale wydaje mi się, że Ziaja ma generalnie kiepski.
Ziaja ulga płyn micelarny - nie kupujcie tego! A już na pewno nie jest dla osób z wrażliwą skórą! Szczypie jak nie wiem, makijażu nie zmywa, nie wiem do czego on jest. Męczyłam się z nim i męczyłam. Na opakowaniu pisze, że nadaje się do demakijażu i oczyszczania skóry wrażliwej, pojawia się informacja, że jest przebadany okulistycznie, 0% barwników, 0% parabenów, 0%alkoholu, minimalna ilość konserwantów. Patrzymy na skład - większość składników ma gwiazdeczkę i informację, że są surowcem zaaprobowanym przez ECOCERT! Nie dajcie się zwieść i patrzymy co w składzie ma jeszcze - glikol propylenowy! On sam potrafi podrażniać, czytamy dalej - parabenów nie ma ale jest konserwant na formalaldehydzie! Już chyba niektóre parabeny bym bardziej wolała :/ I kolejny raz ziaja ma u mnie minusowe punkty za skład.
Aloepurgel - 100% aloesowy żel, bez konserwantów. Był super, nie umiałam go zużyć, potem wykorzystałam jako okład na skórę głowy i był niesamowity :D Ukojenie, chłód :) Cena dość wysoka, produkt jest jej jednak wart. Ja za 30ml zapłaciłam w Dozie około 12zł. Są i większe opakowania, należy pamiętać, że produkt należy zużyć w 6 miesięcy po otwarciu.
Clinique płyn złuszczający 2 - zużył się, chlip. Stosowałam przy trzech krokach, potem resztkę zużyłam jako tonik. Duża butelka jest mało wydajna - lepiej dozuje się z miniaturowej. Przelewałam płyn. Za 200ml w zeszłym roku zapłaciłam 62zł. Do produktu dodawane były miniaturki żelu do mycia i ddml.
Clinique 7day scrub cream - delikatny peeling. Ląduje w koszu bo się przeterminował. Używałam, ale jakoś bardzo się nie lubiliśmy. Nie pamiętam, ile kosztował - był jednym z elementów w zestawie.
Listerne Smart Rinse - owocowy płyn do płukania ust dla dzieci. Ja go dostałam od taty :D Fajny był, smak dość przyjemy :)
Garnier mineral bio - kokosowy dezodorant. Zapachu już niestety nie czułam tak mocno, bo się do niego przyzwyczaiłam. Średnio wydajny, całkiem przyjemny. Często pojawiają się pytania o jego skuteczność - u mnie działa. No oczywiście po całym dniu nie pachnę jeszcze kokosem, ale też nie śmierdzę ;) Mi to w sumie starcza - nawet te niektóre nieekologiczne dezodoranty nie miały takiej skuteczności.
Kończąc z kokosami przechodzimy do ulubieńców. Ponieważ miałam wrażenie dużego podrażnienia twarzy powróciłam do poprzedniego zestawu kosmetyków. Czemu? Po pierwsze były sprawdzone, wiedziałam jak skóra reaguje. Po drugie składają się z naprawdę delikatnych składników. W ciągu trzech dni podrażnienie ustąpiło całkowicie. W międzyczasie musiałam zrezygnować z kremu AA natura, bo powodował powstawanie nieprzyjemnych gul :/
Pierwszym z ulubieńców będzie mydło Aleppo (mydełko L'Occitane jest tu zupełnie przypadkiem):
Mojej części mydełka używam i używam a wciąż jest go bardzo dużo. Udało mi się znaleźć sposób, który jeszcze bardziej pozwala oszczędzić mydełko. Mokrymi rękami dotykam mydła, samego mydła już nie moczę :) Mydła na rękach w zupełności mi wystarcza, żeby dokładnie umyć buzię, a samo mydło nie rozmięka, bo nie jest narażone na kontakt z wodą :D Jeśli chodzi o skuteczność - w sumie nie wiem. Twarz nie jest jakoś bardzo ściągnięta, ale naprawdę ciężko jest mi je ocenić. Na pewno samo nie starczy, ale w połączeniu z innymi kosmetykami daje fajne efekty. Jeśli używam odpowiedniego kremu i toniku to pryszcz wyskakuje mi jedynie wtedy, kiedy np zapomnę się i pójdę spać i budzę się np. o 4tej w nocy :D
A tutaj mamy resztę zestawu łagodzącego:
Hydrolat oczarowy - niesamowicie łagodny, lubię jego zapach. Nie szczypie w oczy, koi nawet właśnie tak wrażliwe oczęta.
Roślinny kwas hialuronowy 1% - przypomniało mi się o nim i zaczęłam stosować. Myślę, że miał wpływ na całokształt.
Rival de Loop Hydro krem na noc - lubimy się, kolejny miesiąc z rzędu :) Mimo braku idealnego składu naprawdę fajnie działa.
Kolorówki w tym miesiącu brak :)
Miłego dnia,